piątek, 12 lipca 2013

hełm zdobyty :)

Dojechałem z Piotrusiem  do Warszawy z małą przygodą - trafiliśmy na wypadek (potem zobaczyliśmy kilometr dalej straż pożarną dogaszającą wrak auta, więc było poważnie). Stoimy na lewym pasie, ze wszystkich stron auta i zapowiada się, że możemy tak stać długo. W pewnym momencie widzę, jak poboczem pod prąd zasuwa jakiś pojazd, by kilkanaście metrów za nami zjechać w boczną drogę. Dzięki uprzejmości kierowcy TIR-a na pasie obok nas - zawracamy i jedziemy w ślad za tym spryciarzem. Udaje się go dogonić - śledzenie go wyprowadza nas na trasę tuż za miejscem wypadku.

W CZD już dla nas zaczyna być wszystko oswojone przez powtarzalność. Piotrek oczywiście nie lubi, jak "ciocie" (czyli pielęgniarki) cokolwiek przy nim robią, ale bunt jest umiarkowany. Ponieważ naklejamy wcześniej plasterek ze znieczuleniem na miejsce wkłuwania się do portu - nie ma przy tym bólu. Piotruś koniecznie chce patrzeć, co pielęgniarki robią. Gdy wbiły dość grubą igłę w port powiedział: "Ojejku! Nie wiedziałem, że są takie igiełki, co nie bolą przy wbijaniu!"

Strasznie się grzebało tym razem laboratorium: mimo, że pobrali krew zaraz po 8.00, wyniki dotarły grubo po 12.00. Konsultacje lekarską mieliśmy koło 12.30 - wyniki całkiem przyzwoicie, jedynie hemoglobina nieco znów spadła. Wagę utrzymuje - co dziwi, bo z tym jego jedzeniem to wciąż jest walka.

Chemię dostał koło 13.30 i potem podeszliśmy jeszcze na oddział szpitalny, by zdjęto mu trzy szwy z okolic portu (minęły dwa tygodnie). Mamy w końcu pozwolenie na kąpanie się :)

Dziękuję za cenne sugestie co do drogi powrotnej. Wybrałem A2, bo tym razem lądowaliśmy na "daczy" mojej siostry, czyli w poniemieckiej chałupie na wsi pod Miliczem. Zmieściliśmy się w... 5 godzinach drogi! Z czego godzinę zajęło przejechanie Warszawy. Piotrek zasnął natychmiast po ruszeniu spod Centrum i spał blisko 4 godziny. Obawiałem się, jak po takiej "drzemce" zaśnie w nocy. Ale moja mama, która tu na nas czekała, tak nahajcowała w kominku, że upał w pokoju zadziałał usypiająco i nie było tak źle :)

Dziś znów większość dnia mija mi na próbach karmienia - ale już się staram mniej tym stresować, bo tydzień temu pierwszy dzień po chemii podobnie wyglądał. Pije dużo, a to najważniejsze. Jutro ma dojechać Magda z Bogumiłkiem. Miała wczoraj, ale od dwóch dni choruje - wygląda, że ona jest następna w kolejce do tego dziadostwa, które sobie od kilku tygodni przekazujemy. Prosimy więc o kompleksową modlitwę o zdrowie dla naszej rodziny - i dziękujemy za Waszą dotychczasową pamięć o nas!


Na zdjęciu - pierwsza przymiarka świeżo zdobytego hełmu :)

2 komentarze: