środa, 3 lipca 2013

dziękujemy...

... za wsparcie! Modlitewne i każde inne! Jesteśmy już w znanym nam dobrze hotelu "Patron" przy CZD. 

Lekarz, który odwiedził nas w Rogozinie stwierdził, że nie słychać nic niepokojącego u Piotrka. Kaszel się zmniejszył, jak podaliśmy z rozpaczy fenistil (nie mieliśmy nic innego). Katar nie ustąpił, ale Piotrek zażyczył sobie na obiad parówkę i faktycznie zjadł ją (z porcją przygotowanego przez siostry makaronu z pesto). Po posiłku odzyskał siły i humor mu się nieco poprawił.

W trakcie pakowania się Boguś wdrapał się na siedzenie kierowcy w aucie. Pomyślałem  że bez kluczyków nic nie zmajstruje. Myliłem się. Włączył światła - auto stało w słonecznym miejscu i nie było tego widać. Wystarczyło parę godzin i akumulator siadł do zera. Siostry i tu nas uratowały: w garażu były kabelki i odpaliliśmy od ich auta.

Przez te parę dni zżyliśmy się z siostrami i czuliśmy się u nich "jak mógł się czuć Jezus w Betanii u Marty, Marii i Łazarza" - jak to trafnie ujęła moja szwagierka E
dyta, gdy dowiedziała się jak życzliwie nas siostry przyjęły. Chyba aż za bardzo czuliśmy się jak u siebie w domu :P

W drodze nie włączałem nawet wentylacji, by podładować akumulator - więc nieco się zmęczyliśmy duchotą. Dzieci jednak w pokoju hotelowym odzyskały energię po porcji kaszki i zasnęły bardzo późno. 

Jutro mamy być na badaniu krwi o 9.00, potem czekamy na przygotowanie chemii. Wprawdzie to druga chemia, ale pierwsza była na oddziale szpitalnym - a teraz już tak jak ma być, czyli na oddziale dziennym. Dlatego cieszę się, że Magda będzie tu razem ze mną - za tydzień pewnie będę się czuł pewniej, gdy przyjedziemy tu we dwóch.

Dziękujemy Bogu za Wasze współtowarzyszenie nam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz