niedziela, 21 kwietnia 2013

NIEDZIELA 21 kwietnia




Podróż minęła bez przygód. Piotrek przez pierwsze dwie godziny był bardzo przejęty tym, że jedziemy na sygnale i wszyscy ustępują. Nie pozwalał położyć oparcia mimo wyraźnego zmęczenia, bo na leżąco mniej widział. W końcu zgodził się położyć, gdy na kilka minut stanęliśmy na przejeździe kolejowym i... przespał resztę podróży. Reszta rodziny dotarła w nocy, więc pod bramą naszego bloku powitała nas mama. Reszta dnia upłynęła mocno w gronie najbliższych: babcie, ciocie, dziadkowie, wujek... Wszyscy stęsknieni, więc choć na chwilę chcieli odwiedzić Piotrka. Dlatego dopiero niedziela jest dniem, kiedy łapiemy jako-taki rytm. 

Spałem razem z Piotrkiem, a kiedy nad ranem poszedłem do kuchni, usłyszałem że i on wstaje! Pobiegłem z powrotem, a Piotrek doszedł na chwiejących się nogach do połowy pokoju. Złapałem go w obawie, że straci równowagę, czym chyba niepotrzebnie go przestraszyłem i się rozpłakał."Szedłem do Ciebie, bo byłem tu sam i bałem się, że przyjdzie jakiś potwór!". Za chwilę już miał dobry nastrój i cieszył się z widoku braciszka, który właśnie się też obudził.

Piotrek ma apetyt, jakiego wcześniej nie miewał. Raczej był niejadkiem - wg lekarzy możliwe, że wpływ miał na to rosnący w głowie guz. Cieszy nas to, że przybiera na wadze i ma siłę. Katar ciągle go jednak męczy i w nocy kasłał. Oddycha ciężko. Był osłuchiwany tuż przed wyjściem ze szpitala i było dobrze, ale trochę się martwimy, bo ciężko oddycha. Robimy inhalacje na zmianę jemu i Bogusiowi, który też smarka. Ufamy, że to nie dalszy ciąg zapalenia płuc, tylko zwyczajny katar, ale o modlitwę prosimy w tej intencji.

Byliśmy dzisiaj na spacerze i Piotrek wyrywał się z ręki! Niezwykłe jest to jego dochodzenie do siebie - każdego dnia jest duży krok. Ufamy, że duża w tym zasługa Waszej modlitwy. Wiemy, że grono modlących się poszerzało się ciągle, choć początkowo wysyłałem tylko wspólnotowego newslettera. Dostawaliśmy od Was wiele zapewnień o modlitwie, mimo że wielu z Was nie znamy, niektórych dopiero poznawaliśmy, niektórych może kiedyś... Staliście się przez to dla nas bliscy jak rodzina. Nasza kochana wspólnota przez kilka tygodni modliła się za nas nieustannie (dzień i noc, wg grafiku, godzina po godzinie!). To nas niosło, dodawało sił, ale też owoce tej walki na kolanach wielu ludzi widzimy patrząc dziś na Piotrka. Dostawaliśmy też od Was wsparcie materialne: produkty, gotowe posiłki, wreszcie gotówkę, która pozwoliła nam nocować blisko syna (i nie martwić się o to, że zabraknie na szpitalny hotel, spłatę kredytu czy czynsz w czasie, gdy wziąłem wolne w pracy). Nie sposób szczególnie też nie podziękować Ani, która poświęciła swój czas mieszkając z nami, pomagając przy Bogusiu itd. 

Szczególnie poruszały nas sygnały, że historia Piotrusia dla wielu osób była impulsem do wierniejszej niż poprzednio modlitwy czy wręcz odnowienia relacji z Bogiem. Tak stało się i z naszą modlitwą - mamy nadzieję, że wszyscy tej zmiany jakości modlitwy nie zagubimy... A łatwo! Powrót do domu czy postępy Piotrka wywołują wrażenie, że wszystko wróciło do normy. Dopiero gdy zdejmowałem dziś Piotrkowi plaster z rany uświadomiłem sobie, że 3 tyg. temu przeszedł poważną operację na otwartym mózgu, w której usunięto tylko część dużego guza. Ufamy, że pozostawiona część nie będzie się rozrastać, a Piotrek wróci do pełnego zdrowia, ale samo zerknięcie na długą pooperacyjną bliznę mobilizuje nas do dalszej troski i modlitwy. Czy jest możliwe, że na kontrolnym badaniu rezonansem w czerwcu okaże się, że guza nie ma? Jasne! Dla Boga nie ma nic niemożliwego! :)


1 komentarz: