piątek, 16 sierpnia 2013

po siódmej chemii

Wracaliśmy z Warszawy z "przygodami". Ruszyliśmy dopiero o 16.30, bo... nie miał kto Piotrkowi odłączyć "kabelka" z portu (czekaliśmy w kolejce do zabiegowego prawie godzinę). Zanim się więc nakarmiliśmy i spakowaliśmy, to już miasto było zatkane. Po godzinie uświadomiłem sobie, że zostawiłem gdzieś wypis i skierowanie, dzięki któremu część leczenia będzie się odbywać we Wrocławiu. Zadzwoniłem do Magdy, a ona obdzwoniła z kolei hotel i oddział szpitalny. Bez skutku. W końcu machnęliśmy ręką (ufając, że sprawa się wyjaśni), bo wracać przez upalne, zakorkowane miasto mi się nie uśmiechało.

Dalsza droga nie była łatwiejsza. Piotrek wymiotował. Nie zawsze mi się udało podstawić miskę, więc zaliczyliśmy dwa kompletne przebierania mokrego ubrania. Jedno na stacji benzynowej, drugie na poboczu wśród huku pędzących, oświetlonych jak choinki tirów. Piotrek na szczęście nie tracił w tym wszystkim dobrego nastroju. Nawet mnie uspokajał po zwracaniu: "Nie martw się tata, dzieciom czasem się tak zdarza, że wymiotują...". Do domu dotarliśmy o północy. W nocy również się budził i wymiotował. Lekarz dyżurujący w CZD powiedział nam przez telefon, że te wymioty mogą być jak najbardziej skutkiem ubocznym chemii, ale również może je wywoływać rosnący guz. Sparaliżowała nas ta wiadomość. Uspokoiła nas doktor prowadząca Piotrusia, która stwierdziła, że to ewidentny skutek chemii, skoro wymioty pojawiły się po jej podaniu.

W tych zawirowaniach Piotrek złapał infekcję dróg moczowych. Narzekał na szczypanie przy siusianiu, więc wczoraj zbadaliśmy mocz (na szczęście są laboratoria pracujące 24 godziny na dobę). Po konsultacji z lekarzem dajemy furaginum - jak ktoś brał, to pewnie się domyśla z jaką ochotą dziecko przyjmuje ten niesmaczny lek. Prosimy o modlitwę, aby to leczenie było wystarczające.

Skierowanie i odpis odnalazły się - zostawiłem je w zabiegowym, gdy Piotrkowi ściągano "kabelek". Dobra Dusza pracująca w szpitalu przesłała je nam pocztą priorytetem. Jednak jak dotąd w skrzynce pusto... Niepokoi nas to, bo w poniedziałek rano mamy być ze skierowaniem w szpitalu na Bujwida.

Piotruś schudł. Z apetytem bardzo kiepsko. My również fizycznie i psychicznie czujemy się wyczerpani, sporo jest napięcia między mną a Magdą.

Dziękujemy wszystkim za pamięć i wsparcie - staramy się i my o Was pamiętać w modlitwie.




p.s. Magda telefonicznie dogadała się właśnie z lekarzami na Bujwida, że przyjmą nas w poniedziałek bez skierowania (doniesiemy później).

4 komentarze:

  1. Jędrek czytam z uwagą Twoje wpisy, często o Was myślę i jestem z Wami, modlę się o zdrowie dla Piotrusia i podziwiam Was i Waszą wolę walki o jego życie. Jestem z Wami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za Waszego bloga, zawsze czekam na nowe wpisy i kibicuję Wam. Uściski dla Piotrusia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaglądam tu codziennie, pamiętam w modlitwie. Piotrusiu, trzymaj się dzielnie, Rycerzu!

    OdpowiedzUsuń
  4. na kłopoty z układem moczowym polecam zurawit - zdrowy naturalny a co najwazniejsze SMACZNY - jesteście w mojej pamieci z Panem Bogiem

    OdpowiedzUsuń