Hydromasaż
Lampa bio-v
Halofity - słonolubne rośliny
Ciechocińskie tężnie - największe na świecie!
Cerkiew pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Ciechocinku
W czasie zwiedzania ruin basenu w uzdrowisku - odkryliśmy talent kabaretowy naszego syna. Piotrek parodiuje ratownika basenowego :))) (niewyraźna mowa wynika z tego, że nosi aparat korygujący zgryz)
Gdy rodzina była w Ciechocinku - korzystając z samotności w mieszkanku spędzałem wieczory tynkując ściany w pokoju dzieci gliną. To efekt mojej fascynacji naturalnymi technikami, ale też taka terapia zajęciowa - bardzo lubię taki aktywny wypoczynek.
Pierwszą motywacją było jednak wyeliminowanie tworzącego się w rogu sufitu grzyba. Ufamy, że zdrowotne właściwości grubej warstwy tynku jaką położyłem na dwóch ścianach, będą pochłaniać nadmiar wilgoci i pomogą Piotrkowi mniej chorować. Jest lepiej - dotąd nie zdarzyło się, by Piotrek w grudniu był obecny w przedszkolu czy szkole dłużej niż 2-3 dni. Tym razem od dwóch tygodni nie opuszcza lekcji :)
Pod koniec sanatoryjnego turnusu wymieniłem Magdę przy dzieciach na kilka dni, bo rozpoczęła studia podyplomowe na kierunku psychoonkologia i nie mogła opuścić weekendowego zjazdu. Przeżyliśmy wtedy "przygodę" z autem, w którym zablokowały się biegi. Dojechałem na czwórce do warsztatu, który był zamknięty z powodu niedzieli. W poniedziałek pojawiła się kolejna trudność: w warsztacie była kolejka i mogę liczyć na naprawę za 2-3 dni. Postraszono mnie też ceną naprawy ("może nawet 5 tysięcy"). Magda modliła się we Wrocławiu o jakieś rozwiązanie - i rozwiązanie przyszło niespodziewane. Mechanik jednak zaglądnął do auta i stwierdził, że uszkodzona jest linka biegów. Umocował ją na właściwym miejscu przez... kawałek szmatki i powiedział, że powinienem tak dojechać do Wrocławia :) Nie tylko dojechałem, ale do dziś tak jeżdżę szczerze mówiąc. Mechanik poinstruował, jak taką szmatkę założyć, gdyby znów linka zeskoczyła - i nie wziął ani grosza. Co już jest ewidentnym cudem zważywszy na to, że to był autoryzowany serwis! :)
Niestety Piotrek wrócił z infekcją - gorączka itd. Oznaczało to kolejne 2 tygodnie w domu - czyli w szkole nie był ponad 2 miesiące, bo przed sanatorium też do szkoły nie chodził z powodu uciążliwego kaszlu. Szedł niechętnie po raz pierwszy na lekcje po tak długiej przerwie - jednak już w szatni kolega z klasy zaskoczył go tak serdecznym powitaniem, że Piotrek z radością wszedł do sali lekcyjnej. Poczuł się zaakceptowany, zaczęły się zabawy z innymi na przerwach (wcześniej płakał w domu, że nie umie się dołączyć do innych dzieci, że jest nielubiany, że należy do tych słabszych). Dowodem na zmianę są często nie ruszone nawet drugie śniadania, bo "nie było czasu" :) Cieszy nas ta zmiana. W szkole wraz z kolegami i koleżankami z klasy założył hodowlę patyczaków.
Piotrek też jest chwalony ostatnio przez obie rehabilitantki, które się nim zajmują. To efekt jego wytrwałości w codziennych ćwiczeniach w domu - no dobra, też naszej wytrwałości, bo nie zawsze łatwo go namówić do domowej rehabilitacji. Poczytujemy sobie to za sukces, że w czasie przerwy w rehabilitacji wrocławskiej rotacja kręgosłupa zatrzymała się na 5 stopniach.
Kombinujemy jak dalej wzmacniać kondycję Piotrka. Marzy nam się od dawna, by dieta syna była bogata w antynowotworowe produkty, wartościowe probiotyki, witaminy i preparaty wspierające odporność. Nieoczekiwanie odezwał się znajomy, który z potrzeby serca pomaga chorym dzieciom w ramach Stowarzyszenia Kilometry Pomocy. Ufamy, że mimo zabiegania uda nam się spełnić wymogi formalne zbiórki, którą Kilometry Pomocy chcą uruchomić na rzecz Piotrka.
Natomiast w świątecznym zwolnieniu codziennego tempa mamy plan opowiedzieć w końcu szerzej o naszej idei Domu Wytchnienia, o której napomykamy od czasu do czasu... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz