Piotrek bardzo dobrze zniósł ostatnie podanie chemii. O niebo lepiej niż
miesiąc wcześniej. Modliliście się o to? Dzięki!!! :) Wymiotował dwa
razy i gorączkował 38,2, ale humor miał dobry i sporo energii. Buty
rycerskie wszystkim się podobały, pielęgniarki wraz z oddziałową zrobiły
sobie pamiątkowe zdjęcie z dzielnym rycerzem w pełnym rynsztunku. Tu
musimy wspomnieć, że obsługa medyczna na dziennym oddziale chemioterapii
CZD jest wspaniała:) Mnóstwo serca i ciepła wkładają w swoją pracę. Za
to nie mieliśmy szczęścia do nowej pani doktor (zmieniają się co
miesiąc) - rozmawiała z nami, jakby Piotrka czekało jeszcze dalsze
podawanie chemii i mimo naszych sprostowań na wypisie przeczytaliśmy, że
mamy się z Piotrkiem stawić za miesiąc na kolejną chemioterapię.
Prostowaliśmy to już telefonicznie z Wrocławia.
Poniżej okaz schwytany w drodze powrotnej: ogromny konik polny. Po obserwacji został wypuszczony na przyosiedlową łąkę.

Poniżej okaz schwytany w drodze powrotnej: ogromny konik polny. Po obserwacji został wypuszczony na przyosiedlową łąkę.
Ale najfajniejsze jest tam to, że wychodzi się przed próg i ... można polować na liczne pająki!
Mieliśmy mimo krótkiego tam pobytu sporo gości: babcię, ciocie... W tym jedną, która baaardzo lubi cebulę :)
Mieliśmy też niespodziewane najście filmowców z samej Warszawy. Okazało się, że pani reżyser Joanna Kos-Krauze szykuje się do kręcenia w okolicy zdjęć do filmu „Ptaki śpiewają w Kigali” i dom mojej siostry wpadł jej w oko jako potencjalne miejsce zamieszkania jednego z bohaterów. Niezwykle sympatyczni ludzie, zwłaszcza pani reżyser nas ujęła. Poczęstowaliśmy ich po oględzinach domu i ogrodu skromną herbatką, za to z lodami ("śnieżka" ze świeżymi malinami i jagodami - "mniam!" jak mówi Boguś). Nasi synkowie spragnieni towarzystwa próbowali być gorliwie gościnni: chwalili się zdechłymi robakami, tym jak potrafią liczyć itd. Piotrek dostał nawet półżartem propozycję rólki w filmie. Ech człowiek się zaszywa z rodziną na wsi, a tu światowość mu wchodzi na gumno...
Od kilku dni siedzimy we Wrocławiu, pierzemy i powoli pakujemy rzeczy. Jeszcze tylko zrobimy profilaktyczne badania krwi, odbierzemy auto od mechanika i jedziemy nad morze. Ruszamy w piątek - chcemy jechać nocą ze względu na upał. W połowie sierpnia czeka nas kontrolna wizyta w Centrum Zdrowia Dziecka. Rutynowa: badanie krwi, moczu, osłuchanie, opukanie itd. Możliwe, że pojedziemy tam wprost znad morza jeśli uda nam się to jakoś logistycznie rozegrać (nasz pobyt kończy się dwa dni przed umówioną wizytą).