wtorek, 2 kwietnia 2013

WTOREK 2 kwietnia


Dziś koło południa zaczęło się wybudzanie Piotrusia, czyli zatrzymano podawanie leków nasennych. Chirurg, który go operował twierdzi, że badanie tomografem nie wykazało żadnych komplikacji. Magda dopytywała, czy guz zniknął (ufając w to, że Pan zechce go uzdrowić). Jak dotąd guz jest (konkretnie jego niezoperowana część). Chirurg podał trochę dodatkowych szczegółów dot. operacji - że takie guzy to rzadkość i trafiają się w jego praktyce średnio raz na rok (a robi tygodniowo kilka operacji mózgu, zwykle dwie w czasie każdego dyżuru). Zaskoczeniem było to, że guz 'dał się operować'- bo zwykle przy tym umiejscowieniu próby usuwania szybko trzeba zakończyć z powodu słabnięcia akcji serca czy zatrzymywania się oddechu. Guz wręcz 'zmuszał' do usuwania go, bo krwawił, a jednocześnie nic się nie działo złego z oddechem czy krążeniem. Dlatego wycięli maksymalnie dużo i zatrzymali się dopiero w momencie, gdzie krwawienie ustąpiło, a guz już mieszał się wyraźnie z pniem mózgu i dalsze jego wycinanie było niemożliwe bez uszkadzania pnia. W opinii chirurga gdyby guz jednak okazał się niezłośliwy, to byłaby szansa na skuteczne leczenie chemioterapią. Wynik badania histopatologicznego powinien być koło czwartku.
Byliśmy z Magdą u Piotrusia przed 21.00. Początkowo mogliśmy stać tylko w progu sali, bo czekaliśmy na lekarza (on decyduje, czy rodzice mogą podejść do dziecka). Gdy zaczęliśmy do niego mówić z odległości, to zareagował podnoszeniem rączek i ruchami nóżek. Ręce ma przywiązane do łóżeczka, by nie powyrywać tych wszystkich rurek i czujników. W końcu lekarz przyszedł i pozwolił nam podejść. Piotruś otwiera oczka, ale chyba jeszcze niewiele widzi. Rusza brwiami, stopami, otwiera dłonie. Na prośbę pielęgniarki ('Ściśnij Piotrusiu rączkę cioci') stara się grzecznie zacisnąć piąstkę. Wg chirurga wybudza się ładnie. Z kolei anestezjolog obawia się, że jeszcze dziś nie będzie miał sił oddychać samodzielnie, więc do rana na pewno będzie zaintubowany. Panie, daj mu siłę!!! Pielęgniarka przekręciła go przy nas na bok i Piotrusia musiało to zaboleć: poleciały mu łzy i zrobił się czerwony. Ciężko było nam na to patrzeć. Wyglądało w pewnym momencie, jakby odkaszlnął - a to jeden z odruchów, na który też czeka lekarz.
Pomodliliśmy się chwilę nad nim. Opowiedziałem mu historię o zmartwychwstaniu: jak najpierw kobiety odwiedzały pusty grób, a potem Piotr i Jan itd. Widać było, że słucha. Starał się też mnie łapać za rękę. Po takich chwilach aktywności odpływał znów w sen czy półsen. Spokojnie przyjął nasze słowa pożegnania, gdy wychodziliśmy.
Przy główce Piotrusia już wcześniej położyliśmy obrazek Jana Pawła II z relikwiami, który dostaliśmy od szpitalnego kapelana. Ufamy w jego wstawiennictwo u Boga.
Codziennie Pan Bóg przysyła do nas 'aniołów', którzy są przy nas, wspierają świadectwami, modlą się, zajmują Bogusiem, przynoszą jedzenie...
Dziękujemy Wam za nieustanną modlitwę za Piotrusia i za nas - naprawdę czujemy mocno to wsparcie i jesteśmy Wam ogromnie wdzięczni i poruszeni tym, że nam towarzyszycie w tej walce! Prosimy Was też o modlitwę za Bogusia - kilka razy mocno wymiotował i słabo je, lekarz stwierdził jakiś nieżyt żołądka. Magda ma się lepiej. Bóg zapłać za wszystko, co dla nas robicie!
Zdjęcie: intensywna terapia – początek wybudzania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz