Trudno nam wyrazić
wdzięczność, jaką mamy do Boga i do Was za Waszą modlitwę. Guz
(imię tego gnoja z piekła rodem to astrocytoma pilocyticum) okazał
się ostatecznie glejakiem pierwszej grupy, czyli niezłośliwym.
Byłoby to doskonałe rokowanie, gdyby go usunięto w całości. W
przypadku Piotrka oznacza to odroczoną decyzję o chemioterapii. Za
kilka miesięcy, po ustąpieniu objawów pooperacyjnych, kontrolny
rezonans pokaże, czy guz się rozrasta (wtedy chemia), czy stoi w
miejscu (wtedy kolejne odroczenie i badanie kontrolne za jakiś
czas).
Guz to jedno, a
uruchomienie Piotrusia po operacji to drugie. Teraz pierwszoplanowym
celem jest, by nasz synek odzyskał władzę w nogach i rękach,
trzymał głowę w pionie, siadał, gryzł pokarm i sprawniej łykał,
zaczął mówić itd. Lekarze nie dają gwarancji, że to wszystko
wróci do normy, ale mamy nadzieję, ufamy i modlimy się o to.
Piotrkowi zdjęli
cewnik i kąpaliśmy go. Robaczek jest wiotki, bezwładny, nosi się
go podpierając główkę jak niemowlakowi. Mało je, a co zje to
zwraca. Dziś włożono mu na nowo sondę i karmiłem go bezpośrednio
do żołądka, ale efekt ten sam - zwraca. Martwimy się tym, bo skąd
on ma mieć siłę i napęd?
Rehabilitant
pokazywał, co możemy z nim robić - na tym etapie jedynie starać
się zachować ruchomość stawów.
Rozeznawałem na
ile ma sens leczenie onkologiczne we Wrocławiu - to byłoby
logistycznie prostsze i tańsze (odpadają dojazdy, noclegi...).
Niestety Wrocław ma dobre efekty, ale w leczeniu innych dziecięcych
nowotworów (np. białaczki). Przy guzach mózgu odsyłają tutaj.
Czyli wygląda, że zwiążemy się z CZD na dłużej.
Dziś mamy kryzys
fizyczny - odbija się niewyspanie, stres, nieregularne posiłki. Ale
nie przestajemy ufać w moc modlitwy i Boże Miłosierdzie. Przecież
"Jezus da radę!" jak mówił Piotruś przed
operacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz