wtorek, 22 lipca 2014

wakacyjnie

Piotrek bardzo dobrze zniósł ostatnie podanie chemii. O niebo lepiej niż miesiąc wcześniej. Modliliście się o to? Dzięki!!! :) Wymiotował dwa razy i gorączkował 38,2, ale humor miał dobry i sporo energii. Buty rycerskie wszystkim się podobały, pielęgniarki wraz z oddziałową zrobiły sobie pamiątkowe zdjęcie z dzielnym rycerzem w pełnym rynsztunku. Tu musimy wspomnieć, że obsługa medyczna na dziennym oddziale chemioterapii CZD jest wspaniała:) Mnóstwo serca i ciepła wkładają w swoją pracę. Za to nie mieliśmy szczęścia do nowej pani doktor (zmieniają się co miesiąc) - rozmawiała z nami, jakby Piotrka czekało jeszcze dalsze podawanie chemii i mimo naszych sprostowań na wypisie przeczytaliśmy, że mamy się z Piotrkiem stawić za miesiąc na kolejną chemioterapię. Prostowaliśmy to już telefonicznie z Wrocławia.

Poniżej okaz schwytany w drodze powrotnej: ogromny konik polny. Po obserwacji został wypuszczony na przyosiedlową łąkę.


Po powrocie wyskoczyliśmy znów na wieś. Pogoda sprzyjała polowaniom na owady. Chodziliśmy do lasu na spacery, jechaliśmy wozem razem z kozą (znaczy wóz ciągnął koń, koza była wraz z nami pasażerem - na zdjęciu jej nie widać, bo jest za plecami)...



Ale najfajniejsze jest tam to, że wychodzi się przed próg i ... można polować na liczne pająki!




Mieliśmy mimo krótkiego tam pobytu sporo gości: babcię, ciocie... W tym jedną, która baaardzo lubi cebulę :)


Mieliśmy też niespodziewane najście filmowców z samej Warszawy. Okazało się, że  pani reżyser Joanna Kos-Krauze szykuje się do kręcenia w okolicy zdjęć do filmu „Ptaki śpiewają w Kigali” i dom mojej siostry wpadł jej w oko jako potencjalne miejsce zamieszkania jednego z bohaterów. Niezwykle sympatyczni ludzie, zwłaszcza pani reżyser nas ujęła. Poczęstowaliśmy ich po oględzinach domu i ogrodu skromną herbatką, za to z lodami ("śnieżka" ze świeżymi malinami i jagodami - "mniam!" jak mówi Boguś). Nasi synkowie spragnieni towarzystwa próbowali być gorliwie gościnni: chwalili się zdechłymi robakami, tym jak potrafią liczyć itd. Piotrek dostał nawet półżartem propozycję rólki w filmie. Ech człowiek się zaszywa z rodziną na wsi, a tu światowość mu wchodzi na gumno...

Od kilku dni siedzimy we Wrocławiu, pierzemy i powoli pakujemy rzeczy. Jeszcze tylko zrobimy profilaktyczne badania krwi, odbierzemy auto od mechanika i jedziemy nad morze. Ruszamy w piątek - chcemy jechać nocą ze względu na upał. W połowie sierpnia czeka nas kontrolna wizyta w Centrum Zdrowia Dziecka. Rutynowa: badanie krwi, moczu, osłuchanie, opukanie itd. Możliwe, że pojedziemy tam wprost znad morza jeśli uda nam się to jakoś logistycznie rozegrać (nasz pobyt kończy się dwa dni przed umówioną wizytą).

piątek, 4 lipca 2014

ostatni - jak ufamy - wyjazd na chemioterapię


I znów miesiąc minął jak z bicza strzelił :) Pewnie kilka wydarzeń pominę, bo sporo się działo... Bez stresów się nie obeszło, ale dziś skupiamy się na sprawach przyjemniejszych :)

Wolontariuszka Weronika z Fundacji Mam Marzenie wybrała się z Piotrkiem na spacer. Synek sprecyzował nowe marzenie: wyjazd do olbrzymiego oceanarium by móc zobaczyć w nim różne rybki :)

Urywaliśmy sie kilkakrotnie na wieś. Najpierw do babci Jasi. Monika i Rafał pożyczyli nam dwukrotnie profesjonalną kosiarkę, dzięki czemu sad prababci Piotrusia przestał przypominać busz. Uwaga reklama: polecamy serdecznie firmę Herfex :) 

Tydzień przed wyjazdem spędziliśmy na podmilickiej wsi dzięki gościnności rodziny. Pierwsze dni nie były zbyt pogodne, stąd pomysł przejażdzki wąskotorówką w Krośnicach



Potem pogoda dopisywała, więc większość czasu chłopaki spędzały w ogrodzie i w lesie (ku radości Piotrka, który biegał po okolicy trzymając w ręku kilka pudełek na chwytane owady).


Dziękujemy wujku Piotrku i ciociu Grażyno, także za prezent na dzień dziecka :)

Sporo zresztą wypadałoby podziekowań napisać - więc choć kilka:

- Karolino Bóg zapłać za święty olej i "robakowe" ksiażki dla Piotrusia!

- p. Karolinie za serce do Piotrka, który dzięki wpaniałemu podejściu przepada za rehabilitacją!

Fundacji Nasze Dzieci za wierne dofinansowywanie naszego pobytu w przytszpitalnym Hotelu Patron!

- p. Kajetanowi za uszycie pięknych butów rycerskich, kóre Piotrek jutro zdobędzie w z wiązku z ostatnią chemioterapią (gdy pan szewc dowiedział sie o sytuacji Piotrka - nie chcial od nas nawet zlotowki ("Prosze nie odbierac mi tej satysfakcji..." :D )

- Naszej Wspólnocie Hallelu Jah za modlitwę (trudy wyjazdu ofiarujemy za owoce trwających właśnie rekolekcji)

- babci Ali za imieninowe ciacho-gąsienicę! :)


Oczywiście wszystki modlącym się za nas i wspierającym nas jakkolwiek - gorąco dziękujemy! Bóg zapłać!

Prosimy pamiętajcie o nas w modlitwach nadal!!!


* * *


Piotrek zdobył wspaniałe buty rycerskie. "Nie spodspodziewałem się,  że aż tak mi się spodobają" stwierdzil przejęty po długiej chwili milczenia. Poniżej spacer w pełnym uzbrojeniu. Od południa Piotrek ma podłączoną już chemię. Bardzo chce złapać jakiegoś robaka, by wystraszyć pielęgniarki, więc szykujemy się na spacer z kroplówką.