... za wsparcie! Modlitewne i każde inne! Jesteśmy już w znanym nam dobrze hotelu "Patron" przy CZD.
Lekarz, który odwiedził nas w Rogozinie stwierdził, że nie słychać nic niepokojącego u Piotrka. Kaszel się zmniejszył, jak podaliśmy z rozpaczy fenistil (nie mieliśmy nic innego). Katar nie ustąpił, ale Piotrek zażyczył sobie na obiad parówkę i faktycznie zjadł ją (z porcją przygotowanego przez siostry makaronu z pesto). Po posiłku odzyskał siły i humor mu się nieco poprawił.
W trakcie pakowania się Boguś wdrapał się na siedzenie kierowcy w aucie. Pomyślałem że bez kluczyków nic nie zmajstruje. Myliłem się. Włączył światła - auto stało w słonecznym miejscu i nie było tego widać. Wystarczyło parę godzin i akumulator siadł do zera. Siostry i tu nas uratowały: w garażu były kabelki i odpaliliśmy od ich auta.
Przez te parę dni zżyliśmy się z siostrami i czuliśmy się u nich "jak mógł się czuć Jezus w Betanii u Marty, Marii i Łazarza" - jak to trafnie ujęła moja szwagierka Edyta, gdy dowiedziała się jak życzliwie nas siostry przyjęły. Chyba aż za bardzo czuliśmy się jak u siebie w domu :P
W drodze nie włączałem nawet wentylacji, by podładować akumulator - więc nieco się zmęczyliśmy duchotą. Dzieci jednak w pokoju hotelowym odzyskały energię po porcji kaszki i zasnęły bardzo późno.
Jutro mamy być na badaniu krwi o 9.00, potem czekamy na przygotowanie chemii. Wprawdzie to druga chemia, ale pierwsza była na oddziale szpitalnym - a teraz już tak jak ma być, czyli na oddziale dziennym. Dlatego cieszę się, że Magda będzie tu razem ze mną - za tydzień pewnie będę się czuł pewniej, gdy przyjedziemy tu we dwóch.
Dziękujemy Bogu za Wasze współtowarzyszenie nam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz