niedziela, 6 marca 2016

poszpitalnie - czekając na poprawę

Na szczęście Piotruś lubi być w szpitalu. Na sali leżał z siedmioletnim Frankiem i pięcioletnim Michasiem (też usuwali porty), z którymi świetnie się bawił. Niezapomniany widok: trzech chłopców, podpiętych do kroplówek, skaczących po łóżkach i krzyczących: "Ja wygram!". Tak wyglądały wyścigi, komu pierwszemu skończy się kroplówka :)
 

Na zabieg czekaliśmy od rana. Na szczęście na wszystkich oddziałach CZD są świetlice. Piotrek rozpraszał nudę wyklejając obrazki z plasteliny i odrabiając przedszkolne zadnia domowe.


 

W końcu tuż przed 22.00 trafiliśmy na blok operacyjny. Piotruś - mimo, że od śniadania funkcjonował tylko na kroplówce - tryskał energią i dobrym nastrojem. Jak już go wieźli na salę operacyjną krzyczał do mnie roześmiany pokazując na monitor przy łóżku: "Zaraz będę w tym telewizorze! Będzie mnie oglądał cały świat! Stanę się sławny!" :) Kazał jeszcze napisać w smsie do mamy, że zabranie porciku na pewno się uda, bo Pan Bóg będzie nad nim czuwał:)

Za to przy wybudzaniu dostał jakiejś paniki i płakał rozpaczliwie przez godzinę. Krzyczał: "Nie mogę chodzić! Nie mogę oddychać! To mi już tak zostanie! Nie chcę mieć nigdy więcej takich zabiegów!". Z emocji aż dostał czerwonej wysypki na twarzy. Uspokoił się dopiero koło północy na sali szpitalnej, poprosił o trzy kanapki z serem i zjadł wszystkie, po czym zasnął.

Następnego dnia koło południa dostaliśmy wypis i ruszyliśmy do domu. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad w restauracji pod Piotrkowem. Powinniśmy się tam chyba upomnieć o jakiś rabat jako stali klienci :)


 
 We Wrocławiu Piotrek zaczął gorączkować i ciągnie się to do dzisiaj. Piąty dzień ma temperaturę 38-39 stopni (dziś rano 39,3). Z badań krwi wynika, że to raczej infekcja wirusowa, ale dziś lekarka wypisała nam już antybiotyk. Jak do jutra rana temperatura nie spadnie - zaczniemy podawać.

Prosimy o modlitwę, by Piotrek doszedł do siebie (najlepiej bez antybiotyku, których w swoim niedługim życiu przyjął już zbyt wiele).